Książka zadedykowana dzieciom, choć wcale nie do nich kierowana. Marek Kochan wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego napisał ciekawą historię, lecz zapomniał o morale.
Martynika w dniu swoich dziewiątych urodzin dostała zabawkowego psa a „ona nie chciała zabawki. Chciała mieć żywego, ciepłego pieska z którym można się bawić”. Ukryła się przed rodzicami w centrum handlowym, a po jego zamknięciu przedostała się do zabawkowego samolotu, który niespodziewanie ruszył i z Martyniką na pokładzie odleciał. Zatrzymał się dopiero na Białej Wyspie, na której, jak sama nazwa wskazuje, wszystko było koloru białego. Zaraz po wylądowaniu dziewczynka spotkała Mozzarelle 1963, którego marzeniem była ucieczka z ogarniętej białością wyspy. Na tej wyspie domy zrobione były z białego sera a z kranu leciało mleko. Martynika zaczęła przygodę! Dokąd ją to zaprowadziło?
Biała Wyspa nie jest niczym innym niż okresem PRL-u. Jest nawet Biała Służba przy której lepiej nie otwierać ust, bo „kto coś przeskrobie, wpada w ich ręce, znika i na ogół nie wraca”. „Deputat serowy” to karteczki żywnościowe do reglamentacji towarów. Kto zgubi karteczkę nie dostanie jedzenia. Mieszkańcy Białej Wyspy wykrzykują hasła: „Więcej sera to większa produkcja, większa produkcja to większy dobrobyt!” lub „Jedzenie sera powinnością prawego obywatela!”. Biała Straż pilnuje, żeby nikt nie uciekł z wyspy. Król nie chce, żeby obywatele przeżywali cierpienie, jakim jest życie gdziekolwiek indziej, poza wyspą. PRL w czystej formie.
Fabuła jest ciekawa, choć nie jestem przekonana czy to pozycja interesująca dla dzieci. Dziecko samo nie dojrzy powiewów przeszłości w zdarzeniach na Białej Wyspie, a autor nawet nie próbuje jakkolwiek wyjaśnić dziecku o czym tak naprawdę jest ta książka. I choć zaczyna się ciekawie, bo tata małej Martyniki wspomnieniami odchodzi do czasu biedy i niedostatku, to z tej historii nie płynie żaden morał. A wystarczyłoby by tata dziewczynki gdzieś w ostatnich zdaniach książki wspomniał jeszcze raz o czasach komunizmu, lub by Martynika sama przejrzała na oczy i zrozumiała to o czym jej taka tak często wspomina.
Jednak nie, bo w książce rozpieszczone i rozwydrzone dziecko na końcu dostaje to czego tak bardzo pragnęło. Chcesz mieć psa? Schowaj się przed rodzicami na całą noc w galerii handlowej. Dostań psa. Ten schemat niczego dobrego nie uczy. Nie umacnia dobrych wzorców.
Książka może być ciekawa dla rodziców, którzy czasy komunizmu ciągle mają w pamięci. Dziecko może być jedyne zachwycone solidną oprawą i kolorowymi (choć w małej ilości) ilustracjami. Jeśli komuś miałaby polecać to rodzicom, którzy znajdą czas by wyjaśnić dziecku treść książki.
Zyska i S-ka Wydawnictwo, 2014
Komentarze
Prześlij komentarz